FAQ Zaloguj
Szukaj Profil
Użytkownicy Grupy
Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości
Rejestracja
Wielka podróż WFRP2.0 [3] - sesja
Idź do strony 1, 2, 3  Następny
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu
Forum Astro 12 Strona Główna » RPG » Wielka podróż WFRP2.0 [3] - sesja
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Gość








 Post Wysłany: Pon 20:21, 25 Cze 2007    Temat postu: Wielka podróż WFRP2.0 [3] - sesja

Zaczyna się ściemniać na zachodzie drogi widać zachodzące słońce. Czerwień i purpur zalewają coraz mocniej niebo – wprawione oko po przysunięciu ręki do czoła mogło dostrzec na prawo od niego ciemny punkt tylko kto wiedział co to jest ? Drzewa wokół kładą coraz większe cienie. Las dokoła zaczynał żyć, coraz więcej można było usłyszeć – jak się zachowało dość ciszy – można było usłyszeć małe dziki z maciorą szukających pokarmu w gęstwinach lasu. Ptaki przestawały latać nad głowami i coraz rzadziej było słychać ich śpiew. W oddali było słychać wycie wilków szykujących się do polowania, a jakieś 300m przed karawanem, przez drogę przebiegło stado jeleni i sarn.
Karawana wcale nie była duża był to zwykły chłop, który przewoził siano do pobliskiego miasta, a do tego nie potrzebował dużo rzeczy. Nadjeżdżał z zachodu zbliżając się do dwóch osób idących sporo przed nim. Gdy dojechał do pierwszego jakiegoś młodzieńca zwolnił znacząco i rzucił do niego. Gdy ten na niego spojrzał zobaczył biednego starego chłopa, i małą ryczkę ciągniętą przez jedną siwą klacz. Było widać, że wóz ma już swoje lata w niektórych miejscach brakowało deski, a do tego koła skrzypiały już niemiłosiernie. Przez cały czas chłop trzymał w ustach kawałek słomy żując ją albo tylko trzymając tak tego nie dało się określić na pierwszy rzut oka. Twarz osoby mówiącej do niego była spalona słońcem mimo obszernego słomianego kapelusza który spoczywał u jego boku teraz, mimo to było widać na niej zmęczenie i coś jeszcze.
- Ej ty zaraz się ściemni, a las jest niebezpiecznym miejscem. Najbliższe miasto jest jakieś 3h drogi stąd idąc, ja mogę Ciebie podrzucić tam jeśli chcesz, a jak coś się natrafi na drodze i pomożesz mi to wynagrodzę tobie to w miarę możliwości.
Podjeżdżając do drugiego osoby znacznie lepiej odzianej rzucił po odchrząknięciu :
- Panie mogę Ciebie podwieźć do Marsen. Tam znajdziesz panie lokum na nocleg, a droga będzie znacznie krótsza i przyjemniejsza.
Na tej osobie zrobiła podobne wrażenie jednak ona wyczytała z wyrazu twarzy trochę więcej wyczytała ból, który musiał mu dokuczać od dość długiego czasu.
 Powrót do góry »
Catch_or
Nanotechnolog



Dołączył: 31 Gru 2005
Posty: 653
Przeczytał: 0 tematów


Skąd: jesteś?

 Post Wysłany: Wto 4:12, 26 Cze 2007    Temat postu:

Chłopak

Szedł sobie drogą gwiżdżąc wymysloną przez siebie melodię i przyglądając się okolicznym zwierzętom aż usłyszał że coś się zbliża. Odwrócił się do starca i wysłuchał co ten miał do powiedzenia.
Uśmiechnął się słysząc, że las jest niebezpiecznym miejscem. Podejżewał, że spędził od starca więcej czasu w lesie pomimo sporej różnicy wieku. Normalnie podziękowałby i poszedł dalej sam, ale wycie wilków niezbyt mu sie podobało, a poza tym nie mógł się doczekać aż zobaczy miasto.
- O, dzięki. Chętnie z dziadkiem posiedzem i posłucham o tym mieście co to trzy godziny drogi stąd jest.
Ściągnął z ramienia ciężkawą torbę i wrzucił ją na wóz. Troche go ramię bolało od noszenia tego wszystkiego. Postanowił wyrzucić część zawartości torby jak tylko dojadą do miasta.
Gdy zatrzymali się żeby zaprosić kolejnego podróżnego przesunął się robiąc miejsce. Ocenił dokładnie jego wygląd, poziom społeczny (po ubiorze) i ogólny stan posiadania.
- Ta, zapraszamy. Może teraz dziadek coś opowie o tym mieście. Marsen, tak?


Post został pochwalony 0 razy
 Powrót do góry »
Zobacz profil autora
rrico




Dołączył: 22 Lis 2006
Posty: 190
Przeczytał: 0 tematów


Skąd: óć

 Post Wysłany: Wto 10:41, 26 Cze 2007    Temat postu:

Podróżny

Napotkany człowiek zatrzymał się, co było widać już z pewnej odległości. Jednak nie patrzył na wóz, ale na przebiegające drogę sarny. Były tak blisko niego, że aż go to zadziwiło. Czasem lubił takie wiejskie obrazki, poprawiał mu się nastrój. Dlatego był dość pozytywnie nastawiony, gdy zobaczył wóz.
- Witajcie. Chętnie skorzystam z tak miłego towarzystwa i może posłucham opowieści, bo to przecie przystoi wymienić nowiny - odparł i wskoczył na wóz.
Był ubrany w strój podróżny, jaki noszą przeciętnej majętności szlachcice, w stonowanych barwach i trochę podobny do ubiorów, jakie nosili rangerzy. Wygodny, ciepły, a jednocześnie niezbyt zniszczony, co dało się poznać. Miał przy sobie tylko płócienny kremowy worek, w jakim przewozi się mąkę lub inne rzeczy. Jednak na rzemieniu. Spod peleryny nie było widać czy ma jakąś broń, wyglądał na nieuzbrojonego. Pod peleryną miał luźną, kiedyś białą koszulę i spodnie z miękkiej skórki, prawie czarne. Buty były zwykłe, miękkie, bez ozdób. Nie nosił też biżuterii oprócz pierścienia z jakimś znakiem.
Pochodzenie tego człowieka nie było jasne, jednak wydawał się być obcokrajowcem. Słychać to było po południowym akcencie i znać po czarnym kapeluszu z szerokim rondem, osłaniającym nieco twarz. Jednak nie udało się ukryć twarzy. Wydawała się podobna do tych, jakie znaczne rody umieszczają na portretach w posesjach, rysy twarzy były szlachetne i budziły zaufanie. Miał żywe piwne oczy i czarne włosy podgolone jak u szlachcica na karku. Ponadto całości dopełniały cienkie czarne wąsy i pasek brody pośrodku szczęki.
Nieznajomy uważnie zlustrował obu ludzi na wozie badając ich wyraz twarzy, słuchając wymowy i oceniając wygląd.
- Niewiele mogę zrobić, żeby się odwdzięczyć za transport, ale chętnie posłucham w zamian o różnych rzeczach, może nawet o problemach, których twarz nie ukrywa - rzucił z zachęcającym uśmiechem do chłopa.


Post został pochwalony 0 razy
 Powrót do góry »
Zobacz profil autora
Gość








 Post Wysłany: Wto 21:58, 26 Cze 2007    Temat postu:

MG

Wóz poruszał się niezgrabnie po drodze, każdy mógł wyczuć wszystkie nierówności drogi po której się poruszali. Niezgrabnie podskakiwali gdy wóz najeżdżał na większe kamienie bądź dziury znajdujące się na drodze.
Gdy drugi z ludzi wsiadł na wóz wyładowany prawie po brzegi sianem, odpowiedział mu:

-O zapłaty się na martwcie Panie. - Rzucił do wsiadającego jegomościa

Po czym zaczął mówić do siedzącej dwójki prowadząc wóz gdzieś na wschód drogi. W sumie nie wiedzieli gdzie on jedzie nigdy nikt z nich tutaj nie był.

- Tak Marsen chłopcze, to jest niewielka mieścina. Zatrzymują się w niej często kupcy podążający gdzieś w dal. Prawie nigdy się tutaj nic nie dzieja, chodź ostatnim czasy wyszła plota o wyprawie w dalekie krainy za jakimiś skarbem,ale co ja tam wim ja tylko prosty chop. A i sam Vardolf, pun tej mieściny nie jest brym człekiem, moja kobita choruje, on każe mi harować całymi dniami grożąc zabraniem domostwa. A ja przeciem nic mu nie zrobił zawsze płacił danin i podatków tyle ile miał.- w tym momencie zaczął łamać się mu głos - A..a jej potrzebna opika tera bo słaba uż, a na medyka ni mam i na leki toże. A i szwagra ni ma jak zawiadomić bo to ciągle na polu siedzę, a jak wrócę to moją kobitą się opikuje. A on by jej pomógł tyle, że 3 dni drogi stąd żyje, a ja nie mam kogo posłać po niego. I jak tu człek ma być szczęśliwy drogi maść punie?

W tym momencie spojrzał na człowieka który dosiadł się jako ostatni, w jego oczach pojawiły się łzy i coraz mocniej podciągał nosa, którego, w końcu wytarł w rękaw. Było widać że człowiekowi bardzo zależy na tej kobiecie.
Po chwili gdy opanował się trochę i głoś przestał mu się łamać zwrócił się do ludzi jadących z nim :

- Przepraszam mościch panów za brak kultury. Jam Zykfryd. A co mościch panów sprowadza do zacnej mieściny?

Mówił to trochę bardziej opanowanym głosem, jednak dało się usłyszeć, że ciągle gdzieś tam w środku się łamał.
Gdy podążali drogą i rozglądali się na boki po lesie, ci którzy spędzili dość czasu w lesie dostrzegli ścieżki w nim niezbyt szerokie tak mniej więcej na człowieka. Mniej więcej po godzinnej podróży, minęli rozwidlenie dróg – nie posiadało żadnego oznakowania, albo go nie dostrzegli w mroku bądź było gdzieś w zaroślach gdzie nie rzuciło im się w oczy - na tym rozwidleniu Zykfryd skręcił w prawo i jechał dalej prosto. Mijając kolejne drzewa i kolejne “ukryte” ścieżki w lesie. Nikogo więcej nie mijali po drodze ani człowieka ani żadnego innego wozu.
 Powrót do góry »
Catch_or
Nanotechnolog



Dołączył: 31 Gru 2005
Posty: 653
Przeczytał: 0 tematów


Skąd: jesteś?

 Post Wysłany: Wto 22:45, 26 Cze 2007    Temat postu:

Chłopak

Gdy podróżny wsiadał na wóz zobaczył siedzącego tuż obok starca młodego chłopaka. Wyglądał na co najwyżej 18 lat i faktycznie mógłby być wnukiem mężczyzny który prowadził wóz. Nosił luźne, przybrudzone ubranie, powszechnie noszone przez chłopów. Wyglądał na dość niskiego, ale trudno było stwierdzić bo siedział na wozie. Dało się za to powiedzieć, że był dość krzepki. Obok niego na wozie leżyały jego rzeczy. Nie było ich zbyt dużo. Torba, proca, zardzewiały miecz i skórzany bukłak.
Na głowie nosił słomiany kapelusz częściowo zasłaniający twarz.
Gdy odezwał się do podróżnego wsiadającego na wóz podniósł głowę pokazując pełne energii, brązowe oczy.

Wysłuchał chłopa z uwagą. Nie miał pojęcia jak powinien się zachować. Mało czasu ostatnio spędzał z ludźmi. Nie, wogóle mało czasu spędzał z ludźmi. Przemilczał chwilę, którą uznał za stosowną i powiedział
- Tomas jestem. Ja... uciekłem z domu. Ale tym razem na dobre. Taki duży świat ,a co mi siedzieć w jednym miejscu. Miasto chce zobaczyć i krasnoludów i elfów i... i... i całą resztę świata.


Post został pochwalony 0 razy
 Powrót do góry »
Zobacz profil autora
rrico




Dołączył: 22 Lis 2006
Posty: 190
Przeczytał: 0 tematów


Skąd: óć

 Post Wysłany: Śro 0:04, 27 Cze 2007    Temat postu:

Koleś

- Jestem Cordo von Karres, z Estalii. Przygody szukam i zawsze chętnie posłucham o nowościach w regionie - rzucił taksując młodzika pobieżnie, niby od niechcenia.
- A ten Valdorf, kto on zacz? I jaki tu ma interes w regionie? Może coś ukrywa?
Obrócił się wygodniej na sianie, lustrując trakt.
- A ten szwagier, hmm, powiedzmy, że go znajdę, ale muszę wiedzieć gdzie i kto on. Ile powiadasz dni potrzeba? Trzech? To się da zrobić. A na leki masz tu coś - dodał podając wydobytą nie wiadomo skąd koronę. - Ale chcę wiedzieć kogo szukam i skąd dokąd go dostarczyć, a nie zawadzi czegoś o miejscu tym posłuchać, zawsze chętnie słucham pogłosek regionalnych. Bo to wiecie, zwykle ziarno prawdy w tych wszystkich opowieściach o skarbach, smokach i wioskach bywa. Kto bystry, zaraz owo ziarno wyłapie i użytek zrobi odpowiedni.
- Idzesz mości Tomas po szwagra ze mną? Zrobimy temu tu człowiekowi przysługę, jako on nam robi.


Post został pochwalony 0 razy
 Powrót do góry »
Zobacz profil autora
Gość








 Post Wysłany: Śro 21:19, 27 Cze 2007    Temat postu:

MG

Po wypowiedzi Tomasza spojrzał na niego z pogardą połączoną z ciekawością, jednak nie poświęcił temu tematowi większej uwagi. Ponieważ w pełni pochłonęła go wypowiedź Corda, na którą zareagował entuzjazmem - uśmiechnął się i pojawił się błysk nadziei w oku. Mówił szybko i z wyraźnym podnieceniem - towarzyszącym temu, że pojawiła się nadzieją dla jego żony.

- Ale ja tak hojnego daru nie magu przyjąć, nie mam możności odwdzięczenia się za taki majątek, ja przecz prosty chłop – powiedział to oddając Cordowi monetę - , a wystarczy, że Kazia mi sprowadzita, on będzie miał wsio co moja luba potrzebuja w tej chorobie. Bo panicz widzi nawet Pacynka z Marsen wybyła przez Valdorfa z dwa goda temu. A Kaziu ten mój szwagier jest aptekarzem w Mieście Vizdor, leżącym daleko na wschód od Marsen, trza 3 dni do niego iść, cheba, że zna się drogę na szagaj przez las, wtedy zejdzie na to tylko dwa dni, ale tolka obeznani w lesie i tutejsi znają tamtą ścieżkę i wiedzą jak przejść przez przez zdradzieckie bagna, a i potem można trafić na zbirów koczujących w lasach. Niby ostatnimi dni je spokój ale ktu to wie co oni knują? O widzita tutaj tą ścieżkę w lesie – zwolnił trochę i pokazał wydeptaną ścieżkę biegnącą w głąb lasu – taka sam jest tamta, ciemna wąska i nieprzyjazna dla obcych, mój dziad gadał że las żyje i pozwala przejść tylko tym którzy mu się spodobają.

Później gadał jeszcze trochę o tym jak to las ma duszę i jak wielu z wędrowców przepadło w nim bez śladu.
Gdy dojechali do pięcio-droża zatrzymał na chwilę powóz na środku tego skrzyżowania i wskazał palcem na drugą drogę odbijającą w lewo.
Wrócił do pierwotnego tematu:

- O..o właśnie tą drogą trza iść jakiś dzień i zejść z traktu wchodząc na polanę która będzie zara przy drodze, a na jej końcu jak uż las się będzie zaczynać to tam będą dwa stare drzewa rosnąc, takie stare że uż suche, ale nikt ich nie ścina. Albo idzieta dalej prosto i skręcacie w pierwszą większą drogę odbijającą w praw, ona już potem krętnie ale prosto prowadzi do Vizdoru. Tam pytajta o Palacza to na pewno wskażą wam mego szwagra. Ja utro z rańca jak kogut zapieja mogę was podwieźć tutaj do 5-droża, a dalej mości panowie będą musieli sobie sami poradzić.

Mówił tak jeszcze przez chwilę o tym jak tamta ścieżka przez bagna jest niebezpieczna, że jakieś potwory na bagnach grasują, oraz żeby zabrali dużo wody na drogę bo po drodze mogą nie znaleźć żadnego źródła. Mówił tak jakby znał tą całą okolicę jak własną kieszeń.
Ominął resztę zadanych pytań mimowolnie tak jakby ich w ogóle nie było, po prostu za bardzo się cieszył z tego, że ktoś zainteresował się jego schorowaną żoną.
Po czym gdy już powiedział to co chciał powiedzieć o ścieżce ruszył dalej przed siebie zostawiając za sobą 5-droże.

Cordo rozglądając się po dukcie nie zauważył nic szczególnego jedynie, co rzuciło mu się w oczy to że las był bardzo gęsty i już teraz jak na drodze było dość dobra widoczność to w samym lesie sięgała ona zaledwie 40-20m, było to spowodowane gęstymi krzewami i młodymi drzewami rosnącymi w lesie, jak i mocną koroną, która przepuszczała bardzo mało światła. Gdy spojrzał w górę, to jakieś 5-8m nad głową zobaczył koronę drzew, a na granatowym niebie pojawiały się gwiazdy, i dostrzegł jedną spadającą, w sumie ją zobaczyli wszyscy bo “przeleciała” wprost nad ich drogą kończąc swój żywot gdzieś daleko przed nimi.
 Powrót do góry »
rrico




Dołączył: 22 Lis 2006
Posty: 190
Przeczytał: 0 tematów


Skąd: óć

 Post Wysłany: Czw 1:16, 28 Cze 2007    Temat postu:

Cordo

- Gwiazda, powiadają, zły to znak. Nieszczęście i śmierć przynosi. A to wojna, a to śmierć kogoś ważnego, ale mniej ważnych też dotyka. Lepiej będzie jutro zdobyć konie i pojechać szybciej, bo lasu nie znam i nigdy tu nie byłem. Pieszo można maszerować i tydzień przez te bagna, nie najlepsza to metoda. Jak to mówią, gdzie bagno tam i potwory, już słyszałem o takich śmiałkach niejedno. Jakoś nigdy opowieści dobrze się nie kończyły. Nie tak jak nasze, tu na wozie. Spokój, cisza, do chat niedaleko to i gadać się chce... - rzucił południowiec jakby zadając kolejne pytanie.


Post został pochwalony 0 razy
 Powrót do góry »
Zobacz profil autora
Catch_or
Nanotechnolog



Dołączył: 31 Gru 2005
Posty: 653
Przeczytał: 0 tematów


Skąd: jesteś?

 Post Wysłany: Czw 3:40, 28 Cze 2007    Temat postu:

Tomas

Nie rozumiał reakcji starca. Potrzebował pieniędzy. Dają, a on nie bierze.
Ten co sie dosiadł to pewnie jakiś szlachcic czy co takiego, że go na takie coś stać.
- Jasne, że tak. Chetnie zobaczę ten cały Fisdorf i pomogę sprowadzić medyka. Ja w lesie pół życia spędziłem, jak nie więcej, to mogę poprowadzić. Zwierzęta mnie lubią i nie robią mi krzywdy. No, poza jednym takim wrednym rysiem, ale to dawno było.
- O, spadająca gwiazda. Pomyślcie życzenie - wyrwał się gdy tylko zobaczył ruchome światełko na niebie.
- Konie? Pan to pewnie jaki bogacz, że na konia sobie może pozwolić. Czemuż to na piechotę wędrujecie?


Post został pochwalony 0 razy
 Powrót do góry »
Zobacz profil autora
Gość








 Post Wysłany: Czw 14:20, 28 Cze 2007    Temat postu:

MG

Zykfryd
- Gadają różne rzeczy o nich, jedni tak jak pun inni tak jak chłopak. Jak dla mnie spełniać życzenia mogą no i przynieść śmierć i wojny tyż. Jednak gdy ostatnim razy widział takową, a było to jakiś czas tymu, to prosiłem o pomoc, no i kogo mi gwiazda zesłała dwóch możnych jegomości którzy skorzy do pomocy. A koniem fakt szybciej by poszło tylko że u mnie jest ta stara klacz, a innego nie mam, więcej koni ma jedynie Vardolf ale on ich nie da nikomu nawet swojej matce pożałował konia i wysłał ją do Vizdoru pieszko. Taki z niego podły człek. Możecie popytać Kordiana może on coś ma ale w to wątpię, bo widzicie ten Vardolf chce mieć wsio dla siebie, mi oszczędził konia bo do pracy potrzebny, a praca tylko na rzecz niego magu być, więc widzicie sami.

Gdzieś w oddali dostrzegli mały punkt światła, jak się dowiedzieli od Zykfryda jest to jedna z dwóch karczm znajdujących się przy Marsen. Ta należała do Kordiana, i z roku na rok biednieje przez Karczmę Vardolfa, która zabrała prawie wszystkich klientów Kordianowi. Powiedział im też, że u Kordiana znajdą tani i dobry nocleg i że jest uczciwym człowiekiem, ponadto dodał, że tam najczęściej można spotkać ludzi, którzy nie są na posługach Vardolfa. A tak jak on żyją tutaj w strachu przed nim.
Z wypowiedzi człowieka jasno wynikało, że nie darzy on sympatią tego Vardolfa. Ba wręcz nienawidził go za coś czego nie chciał najwyraźniej im powiedzieć. Może dlatego, że aż tak im nie ufał, a może po prostu nie chciał im robić problemów?
Gdy dojechali już do karczmy zobaczyli mały średniej wielkości dębowy budynek, z którego komina wydobywał się gęsty dym, a w oknach paliło się światło. W miejscu w którym stali dało się usłyszeć głośne rozmowy ludzi przy piwie i muzyce. Dało sie usłyszeć skoczną i wesołą muzykę, zachęcającą do tańca i zabawy.
W pewnym momencie, jak jeszcze nie zeszli z woza, drzwi od karczmy otworzyły się z hukiem i jeden barczysty człowiek wyrzucał kogoś mniejszego ale krągłego z karczmy. Rzucił nim tak jakby nic nie ważył, postać przeleciała 2m w powietrzu po czym upadła na bok i przeturlała się po ziemi trochę. Tamten krzyczał na niego:
- Nie potrzebujemy tutaj szpiegów Vardupka, możesz mu też powiedzieć, że ja się z tąd nigdzie nie ruszam i jego pogróżki na mnie nie robią żadnego wrażenia. - Gdy podniósł wzrok z postaci nadal leżącej na ziemi powiedział – a Zykfryd!! miło ciebie widzieć. - ruszył w ich kierunku postać leżąca na ziemi skuliła się jak tylko mogła i zakryła rękoma aby uchronić się od kopniaka, na chwilę przystanął przy nim i szturchnął go nogą – a ty już mi stąd zmiataj i nie zaśmiecaj wejścia.

Chłop jeszcze do nich rzucił:
- No to jutro o brzasku bądźcie tutaj to was podrzucę do 5-droża, jeśli was nie będzie to sami będziecie musieli tam dojść chyba że ten oto wam pomoże, z końmi.

Gdy szedł dalej w kierunku wozy Zykfryd zsiadł z niego, przeciągając jakąś dźwignię na wozie. Powitali się mocnym uściskiem dłoni, dopiero teraz dostrzegli, że chłop z którym cały czas jechali nie jest taki mały, przerastał ich obu o głowę albo i więcej. Jednak osoba która do nich podeszła była jeszcze większa..o dużo większa, miał ponad 2m wzrostu – tak na oko i z ich punktu widzenia, był szeroki i krępy jak mało kto, teraz się nie dziwili, że bez problemów rzucił tamtym kolesiem. Zykfryd i postać wymienili kilka zdań między sobą, po czym postać zwróciła się do nich.

- Więc chcecie pomóc Helence i Zykfrydowi? Skoro tak to zapraszam do środka, częstujcie się czym chata bogata, a i nocleg się znajdzie.

Wskazał im drogę do wejścia, a sam podszedł kawałek dalej z Zykfrydem Cordo usłyszał jedynie słowa wypowiadane przez człowieka. - Wiesz co robisz ? - więcej już nic nie słyszał.
Po drodze mijali wstającą postać, gdy jej dokładniej się przyjrzeli zobaczyli na jej twarzy długą czerwoną brodę, Cordo od razu rozpoznał w nim krasnoluda Tomaszowi trochę czasu to zajęło, pierwszy raz widział takiego. Postać niezgrabnie zbierała się z ziemi, spojrzała na nich co ukazało jej niebieskie oczy i krzywy grymas na twarzy. Postać splunęła przez ramię i podążyła w kierunku miasteczka, można było je rozpoznać przez większą ilość światła dobiegającego z tamtego kierunku. Jednak byli jeszcze trochę za daleko aby dostrzec szczegóły.
 Powrót do góry »
rrico




Dołączył: 22 Lis 2006
Posty: 190
Przeczytał: 0 tematów


Skąd: óć

 Post Wysłany: Czw 17:59, 28 Cze 2007    Temat postu:

Cordo

Zanim wszedł do środka, podszedł do tego draba, który najpewniej był właścicielem przybytku.
- Witam, rzeczywiście, chcemy pomóc temu człowiekowi, bo tak obyczaj nakazuje i w potrzebie był wielkiej. Ale, że tak niewygodnie spytam, gdybyśmy nie pomogli to co, nie byłoby noclegu? - zawiesił głos dając do zrozumienia, że przejrzał sytuację.
- A ten tam, o ten, co idzie do miasta... - rzucił przysuwając się bliżej ucha rozmówcy - ...to rzeczywiście podejrzany typ. Ja bym z nim uważał. Dobrzeście go potraktowali, widocznie należało mu się. A co takiego, mimo paskudnej natury i wyglądu, ten skubaniec przewinił, jeśli wolno wiedzieć? Bo zauważyłem, że niespecjalna tu... hmm, sytuacja - dodał konspiracyjnie, zachęcając tonem głosu tamtego do szczerych i nieskrępowanych zwierzeń, co nie powinno być trudne w najmniejszym stopniu, bioroąc pod uwagę profesję tego człowieka. Przecież on żył przede wszystkim z plotek, jak każdy karczmarz. To informacja, nic innego, przyciągała ludzi do karczm, jadło i napitek były drugorzędne i każdy szanujący się przedstawiciel dobrze o tym wiedział.


Post został pochwalony 0 razy
 Powrót do góry »
Zobacz profil autora
Catch_or
Nanotechnolog



Dołączył: 31 Gru 2005
Posty: 653
Przeczytał: 0 tematów


Skąd: jesteś?

 Post Wysłany: Sob 12:43, 30 Cze 2007    Temat postu:

Tomas

Z początku interesowało go dlaczego karczma z lepszymi cenami biednieje przez jakąś inną, droższą. Gdy dojechał sam sobie na to odpowiedział. Poprostu wyrzucają klientów - dosłownie.
Pierwszy cel swojej wyprawy zrealizował. Zobaczył pierwszego w swoim życiu krasnoluda, a przynajmniej tak mu się wydawało. Teraz musi zobaczyć jakiegoś elfa. Z opowieści wolał raczej elfy bo żyły w lasach tak jak on i też dbały o przyrodę.

- Tak pomożemy. Człowiekowi potrzeba pomocy, a poza tym wypada sie odwdzięczyć za podwiezienie nas tu - Tomas zdawał sobie sprawę, że gdyby ich nie podwiózł byliby tu kilka godzin później a tak wrócą tu dopiero za jakieś sześć dni, ale chciał zobaczyć okolicę i posłuchać co ma do powiedzenia Cordo. Wyglądał na wprawnego podróżnika. Raczej takiego co wędruje drogami niż lasem, ale pewnie i tak zwiedził kawał świata.


Post został pochwalony 0 razy
 Powrót do góry »
Zobacz profil autora
Gość








 Post Wysłany: Sob 19:44, 30 Cze 2007    Temat postu:

MG

Kordian (człowiek, z którym rozmawia Zykfryd) zaśmiał się donośnym głosem, po słowach Cordo.
- Nie skądże znowu, nocleg by się znalazł, tylko, że na innych warunkach.
Znowu się zaśmiał i tym razem wtórował mu Zykfryd.

Gdy Cordo zbliżył się do postaci zobaczył na jego lewym ramieniu tatuaż w postaci steru przez który było coś przeplecione, na pierwszy rzut oka wydało mu się to jakąś wstęgą, na której widniał napis, jednak jego nie zdołał dostrzec był zbyt drobny żeby rozpoznać go na pierwszy rzut oka ale wystarczający bo go dostrzec. Dodatkowo dostrzegł, że człowiek ma trochę ciemniejszą skórę niż Zykfryd – choć ten drugi pracuje całymi dniami na polu w pełnym słońcu.
Kordian wysłuchał uważnie Cordo i odpowiedział mu jak poprzednio śmiechem:
-Haha!! Fakt ten wypierdek zasłużył na to, jest sługą Vardupka. Teraz pozwól że porozmawiam z przyjacielem na osobności. Aa no i w karczmie zagadajcie do Mariki ona przyniesie wam co chcecie, oczywiście dziś pijecie na mój koszt, w końcu wybawca mego przyjaciele jest mym przyjacielem.

W tym momencie bez żadnego słowa odprowadził ich spojrzeniem do wejścia do karczmy, gdy któryś z nich się odwrócił przy drzwiach spojrzeć co robią, dostrzegł tylko, że podchodzą do tyłu wozu i “przeglądają” siano.

Sami gdy dotarli do drzwi dostrzegli solidne dębowe drzwi, były ciemne i wyglądały na bardzo masywne. Gdy ktoś z nich je otwierał, uległ wrażeniu, że drzwi są lekkie jak piórko. W środku dostrzegli, średnich rozmiarów salę – nie należała do tych największych co widywał Cordo, ale też nie była malutka – i najwidoczniej dla Tomasa była ona największą salą jaką widział w swoim życiu i musiała wywrzeć na nim ogromne wrażenie.
Zaraz na przeciw wejścia znajdował się kominek, w którym paliło się trochę drzewca, a na ścianie wokół wisiała niezliczona ilość różnego rodzaju toporów i młotów, o dziwo nie było żadnego miecza czy jakiejś dzidy – jednak to zauważył tylko Cordo, Tomasa zainteresowało to tylko na chwilę, ponieważ na lewo od wejścia. Na ścianie między dwoma oknami wisiało ogromne poroże, ale nie było to ani jelenia ani byka( to coś podobne do sarny ale poroże ma inne Smile uwierzcie mi na słowo)..tylko czegoś innego czegoś czego nie znał.
Stoły były poukładane w pewnym nieładzie, nie było widać żadnej symetrii w ich ułożeniu. Gdzieś tam z prawej strony znajdował się jeden stolik wolny, zaraz pod głową pokaźnego dzika. Mogli dostrzec, że prawie cała karczma była pełna ludzi i to miejsce co zobaczyli jest ostatnim wolnym – no poza paroma stołkami wolnymi przy barze.
Również zauważyli biegające dwie kobiety między stolikami, roznosiły coś na tackach i zabierały puste kufle ze stołów. Ponadto gdy weszli poczuli piękny zapach przygotowywanego jadła – wyczuli dzika i jakieś zioła.
Natomiast gdzieś tam w głębi między barem – który był po prawej stronie pod ścianą – a kominkiem są schody które musiała prowadzić do komnat znajdujących się na górze.
 Powrót do góry »
Catch_or
Nanotechnolog



Dołączył: 31 Gru 2005
Posty: 653
Przeczytał: 0 tematów


Skąd: jesteś?

 Post Wysłany: Sob 20:48, 30 Cze 2007    Temat postu:

Tomas

Przez chwilę gapił się na poroże starając się rozpoznać z jakiego to zwierza. Gdy mu się nie udało rzucił okiem na pozostałe trofea i usiadł pod jednym z nich.
Najwyraźniej ani troche nie zdziwiło go, że dostają tu darmowy nocleg, jedzenie i picie. Bardzo dobrze bo głodny był potwornie a zapasy jedzenia mu się skończyły dwa dni temu. Zamierzał się najeść do syta. W końcu nie wiadomo kiedy znowu trafi się okazja.
Zanim cokolwiek zamówił przyglądał się przez chwilę pracy kelnerek. Zastanawiał się która z nich to Marika.
Z zamawianiem czegokolwiek wolał poczekać na własciciela żeby mieć potwierdzenie, że posiłek jest na jego koszt.
- Fajna knajpa, co nie? - powiedział do Cordo gdy juz obaj usiedli.
Tomas rozsiadł się na krześle najwygodniej jak się dało.


Post został pochwalony 0 razy
 Powrót do góry »
Zobacz profil autora
rrico




Dołączył: 22 Lis 2006
Posty: 190
Przeczytał: 0 tematów


Skąd: óć

 Post Wysłany: Nie 8:38, 01 Lip 2007    Temat postu:

Cordo

Estalijczyk z wyglądu usiadł zaraz blisko okna i mimochodem spoglądał co też oni wygrzebali z tego siana. Ponieważ szyba była nie pierwszej czystości, trudno było dostrzec kogoś wewnątrz, za to ci po drugiej stronie byli widoczni.
Na wejściu tylko mimochodem spojrzał po sali oceniając wystrój i klientów, na razie go nie interesowali.
- Nom, całkiem fajna - odparł patrząc gdzieś obok w stronę okna. - Byłeś już w takiej? A w ogóle skąd jesteś? Chyba powinniśmy się lepiej poznać skoro mamy pracować razem. Wyglądasz na obytego z lasem, co to za poroże? Jeszcze takiego nie widziałem.


Post został pochwalony 0 razy
 Powrót do góry »
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Forum Astro 12 Strona Główna » RPG » Wielka podróż WFRP2.0 [3] - sesja
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony 1, 2, 3  Następny
Strona 1 z 3

 
Skocz do:  
Możesz pisać nowe tematy
Możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach




Solaris phpBB theme/template by Jakob Persson
Copyright © Jakob Persson 2003

fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group